Jesień nadchodzi wielkimi krokami. Nie
jest to moja ulubiona pora roku (patrz listopad), ale "ma też być
może tam nawet i swoje plusy... rozchodzi się jednak o to, żeby te
plusy nie przesłoniły Wam minusów." ;)
Do niewątpliwych zalet jesieni mogę zaliczyć świeże owoce, warzywa sezonowe no i grzyby! Jedną z ulubionych form jesiennego spędzania czasu rodziny Misiów jest zbieranie grzybów. Małe szkodniki można już uznać za wytrawnych grzybiarzy. Odróżniają kurki od muchomorów i podgrzybki od purchawek. W lesie chodzą za mną (lub za Misią) krok w krok. Mówią, że dzięki temu nie muszą się martwić o pajęczyny :)
Jako, że sezon grzybowy w pełni
oddajemy się tej rozrywce kilka razy w tygodniu. Tu zaznaczam, że
nie jestem zwolennikiem wstawania o 5 rano i marznięcia w lesie,
tylko po to, żeby zdążyć zebrać grzyby przed innymi
grzybiarzami. Przeważnie gdy przyjeżdżamy do lasu część
amatorów porannej pobudki zbiera się już do domu. Pomimo tego
udaje nam się znaleźć tyle grzybów, że powstaje problem – jak to wszystko zjeść? Na początku sezonu jemy grzybki
smażone do prawie każdego obiadu. Krupnik z grzybami też często gości na naszym stole. Część grzybów trafia do słoiczków (z
octem), część odgotowuję i zamrażam, prawdziwki suszę, a od
czasu do czasu robię cebulaczki z grzybami albo takie paszteciki.